Kładę przed wami życie i śmierć
(Pwt 30, 1)
W ostatnich miesiącach wielu ludzi na całym świecie umierało bez możliwości przyjęcia sakramentów, w szpitalach, w samotności, bez towarzyszenia bliskich, bez przygotowania. Choć Polskę ominął „czarny scenariusz” pandemii, wielu sparaliżował lęk o zdrowie i życie doczesne do tego stopnia, że wciąż jeszcze unikają przyjmowania Ciała Pana Jezusa – także ci, którzy z racji wieku i niesprawności, wcześniej odwiedzani byli z sakramentami w domach… Czas pandemii stał się próbą wiary – pokazuje, że łatwo można zapomnieć o tym, że tylko Bóg jest Panem naszego życia i śmierci, że bez Jego wiedzy nic się nie dzieje.
Obecnie bardzo potrzeba naszej modlitwy, by ci, którzy się zagubili, wzbudzili w sobie żal za grzechy i regularnie korzystali z sakramentów, by uświadomili sobie bliskość spotkania z Bogiem, by Go pragnęli i z ufnością oczekiwali. Cierpienia fizyczne i duchowe, jakie człowiek przeżywa podczas umierania, włączają go w konanie Pana Jezusa, stają się współuczestnictwem w Jego śmierci krzyżowej, są „umieraniem z Chrystusem” – włączeniem w Jego akt odkupieńczy – pod warunkiem, że umiera się w łasce Chrystusa (por. KKK1010).
Doświadczenie śmierci w swoich wizjach mistycznych miała św. Siostra Faustyna i tak je opisała: „Straszna jest śmierć, chociaż nam daje życie wieczne. Nagle zrobiło mi się niedobrze, brak tchu, ciemno w oczach, czuję zamieranie w członkach – to duszenie jest straszne. Chwilka takiego duszenia jest niezmiernie długa… Także przychodzi lęk dziwny pomimo ufności.”
I pisze dalej: „Pragnęłam przyjąć ostatnie sakramenty św. Jednak spowiedź święta przychodzi bardzo trudno, pomimo pragnienia spowiadania się, Człowiek nie wie, co mówi; jedno zacznie, drugiego nie kończy. – O, niech Bóg zachowa każdą duszę od tego odkładania spowiedzi na ostatnią godzinę” (Dz. 321).
Trzeba więc czuwać, modlić się o dobrą śmierć dla siebie i dla innych… Wielu świętych i mistyków mówi o strasznej walce duchowej człowieka w chwili śmierci, w której nikt sam sobie nie poradzi bez pomocy Matki Bożej, Świętych Patronów, szczególnie św. Józefa, bez swojego Anioła Stróża… Potrzeba więc modlitwy za konających, szczególnie za umierających bez przygotowania, za wszystkich, którzy żyją w grzechu ciężkim, oddaleni od Boga. Być może los wielu po śmierci waży się, może zależy od naszej modlitwy?
Najlepszą modlitwą jest Ofiara Mszy świętej, gdzie sam Pan Jezus wydaje siebie za nas – za grzeszników i przelewa swoją Krew.
Prośmy, niech ta Najdroższa Krew Jezusa Odkupiciela wyjedna na całym świecie miłosierdzie wszystkim konającym – dziś może wielu nie znanym nam ludziom, innego dnia może naszym bliskim czy nam samym. Potrzeba też bardzo osobistej ofiary składanej Bogu. Msza Święta jest najlepszą okazją dla wszystkich jej uczestników do ofiarowania siebie za innych, a także, by prosić Ducha Świętego, aby wzbudzał w wielu duszach w Kościele pragnienie Miłości największej – Miłości czystej, ofiarnej, uzdalniającej do oddania siebie na ofiarę doskonałą, wynagradzającą za grzechy świata.
„Miłość czysta daje duszy moc w samym konaniu – mówi Pan Jezus do św. Faustyny – Kiedy konałem na krzyżu, nie myślałem o sobie, ale o biednych grzesznikach i modliłem się do Ojca za nimi. Chcę, ażeby i ostatnie chwile twoje były zupełnie podobne do Mnie na krzyżu. Jedna jest cena, za którą się kupuje dusze – a tą jest cierpienie złączone z cierpieniem moim na krzyżu. Miłość czysta rozumie te słowa, miłość cielesna nie pojmie ich nigdy” (Dz. 324).
Wołanie o taką ofiarę, o pokutę, o nawrócenie serca, trwa przez wieki od początków Kościoła, a obecnie przynagla nas coraz bardziej. Trzeba przerazić się grzesznością, w pierwszej kolejności w sobie, by zobaczyć, jak bardzo wszyscy, bez wyjątku, stoimy nad przepaścią i że wszyscy „podobnie zginiemy, jeśli się nie nawrócimy” (por. Łk 13,3), jeśli nasza miłość nie będzie czysta, jeśli nie będziemy obmyci we Krwi Baranka. „Kładę przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo” (Pwt 30,19).
Jesteśmy odpowiedzialni nie tylko za siebie, ale i za innych. Współofiarowania siebie wraz z Jezusem, przeżywania Eucharystii uczy nas Maryja, słusznie nazywana Współodkupicielką. Ona uczy nas przeżywania śmierci, oddawania drugiego człowieka i jego cierpień w ręce Miłosiernego Boga.
Na Golgocie, u stóp Krzyża Maryja nie tylko cierpiała, Ona ofiarowywała Jezusa Ojcu. Trudno oprzeć się wrażeniu, że słowa „Koronki”, które Pan Jezus przekazał nam przez świętą Faustynę jako modlitwę ofiarowującą i wynagradzającą, są słowami Maryi, że są one słowami Matki: „Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci…Syna… na przebłaganie za grzechy całego świata ”. To bez wątpienia są słowa Matki, która widziała konanie Syna i która znała cierpienia Jego Duszy. Życie Maryi, całe przeżyte w duchu Ofiary, począwszy od domu Anny i Joachima, poprzez poselstwo Anioła i Jej „Fiat”, a później przez ofiarowanie Jezusa w świątyni i zapowiedź przebicia Jej Serca, prowadziło Ją na Kalwarię, pod Krzyż, do współuczestnictwa w Męce Jezusa, w Jego Ofierze Odkupienia.
Towarzyszyć w drodze
Rozpoczynamy nowy rok duszpasterski 2020/2021w naszej ewangelizującej się wspólnocie parafialnej – parafii Lubsza. Jednym z ulubionych słów papieża Franciszka jest „towarzyszenie”. Określa ono jedną z podstawowych strategii misyjnych wspólnoty Kościoła. Kościół ma towarzyszyć współczesnemu człowiekowi; pasterz powinien towarzyszyć blisko swojej owczarni, a nawet pachnieć jak owce; rodzice mają towarzyszyć dzieciom, a dzieci towarzyszyć swoim starym rodzicom. Biskup Rzymu uważa, że obecnie bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy mężczyzn i kobiet, którzy potrafią towarzyszyć innym. A wszyscy potrzebujemy ćwiczyć się w sztuce słuchania, która polega na czymś więcej niż tylko słyszeniu. Słuchanie pełne szacunku i zdolne do współczucia umożliwia wejście w bliską relację prowadzącą do prawdziwego wzrostu osoby i otwarcia jej na Boga i na bliźniego. Możemy w tym naśladować Jezusa.
Jezus mieszkający na drodze
Papież Franciszek zauważa, że czytając Ewangelię, Jezusa najczęściej można spotkać na drodze; Jego życie rzadko zamyka się w bezpiecznej przestrzeni domu. Tak było od początku. Nie znalazło się dla Niego miejsce w gospodzie i musiał urodzić się w grocie pasterskiej; wkrótce po narodzinach musiał uciekać do Egiptu przed gniewem Heroda; po powrocie zamieszkał z rodzicami w Nazarecie. Gdy go opuścił podjął żywot wędrownego nauczyciela. Mogło się nawet wydawać, że jest bezdomny. Ta ruchliwość Jezusa motywowana była pragnieniem spotykania ludzi i głoszenia im Dobrej Nowiny o Ojcu, o nadchodzącym królestwie Bożym, o nowym życiu. Jezus daje się zapraszać do domów różnych ludzi, ale nigdzie się nie zatrzymuje dłużej. W drodze rodzi się współczucie. Widząc tłumy, litował się nad nimi, bo widział „zmęczonych i porzuconych, jak owce niemające pasterza”. Naucza wędrując. Gromadzi uczniów, „aby Mu towarzyszyli, by mógł ich wysyłać na głoszenie nauki” (Mk 3, 14).
Pięknym obrazem Jezusowego towarzyszenia jest historia o spotkaniu uczniów z Emaus ze Zmartwychwstałym. Przyłącza się do nich nierozpoznany, zadaje pytania i wyjaśnia Pisma; cierpliwie przyjmuje ich smutek, rozczarowanie i gniew; idzie z nimi w obranym przez nich kierunku; właściwie uczestniczy w ich ucieczce ze Świętego Miasta; daje się zaprosić do domu w Emaus i siada z nimi do wieczerzy. Wytrwale odpowiada na ich pragnienia: zrozumienia, pocieszenia, pouczenia i bycia wysłuchanym, doświadczenia i odbudowania wspólnoty, bliskości z drugim człowiekiem i z Bogiem. Nie wszystko, co się wtedy wydarzyło mógł św. Łukasz opisać i opowiedzieć. Czytając tę niezwykłą relację czytelnik zawsze ma wrażenie, że stało się tam o wiele więcej. Coś więcej wydarzyło się poza słowami pełnymi mądrości i wymownymi gestami przywołującymi przeszłe wydarzenia. Skoro zmęczeni uciekinierzy, tej samej nocy, pełni życia wrócili do wspólnoty, by podzielić się radosną nowiną, że Pan żyje, że oni Go spotkali, że przywrócił im życie.
Boża inicjatywa
W adhortacji apostolskiej Evangelii gaudium, uważanej za dokument programowy pontyfikatu Franciszek dużo uwagi poświęca towarzyszeniu. Jest ono ważnym narzędziem nowej ewangelizacji. Na początku papież przypomina, że „w każdej formie ewangelizacji prymat należy do Boga, który zechciał nas powołać do współpracy z Nim i pobudzać nas mocą swego Ducha. Prawdziwa nowość to ta, którą sam Bóg chce w sposób tajemniczy wprowadzić, którą On inspiruje, którą On prowokuje, którą On kieruje i której towarzyszy na tysiące sposobów” (12).
On jest pierwszym towarzyszem naszej drogi, którą podejmujemy we wspólnocie Kościoła. To On pobudza Kościół nieustannie do wyruszania w drogę. W słowie Bożym nieustannie odnajdujemy dynamizm „wyjścia”, a radość Ewangelii jest przede wszystkim radością misyjną; doświadczają jej uczniowie powracający z misji (Łk 10, 17), przeżywa ją sam Jezus (Łk 10, 21), doświadczają jej pełni podziwu pierwsi słuchający przepowiadania Apostołów w dzień Pięćdziesiątnicy (Dz 2,6). Radość jest znakiem, że Dobra Nowina jest głoszona i przynosi owoce.
Ewangelia „posiada zawsze dynamikę wyjścia i daru, wyjścia poza siebie, podążania i siania zawsze na nowo, zawsze dalej. Mówi Pan: «Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo po to wyszedłem» (Mk 1, 38). Kiedy nasienie zostało zasiane w jakimś miejscu, nie zatrzymuje się On w nim dłużej, aby lepiej wyjaśnić Dobrą Nowinę albo dokonać kolejnych znaków, lecz Duch skłania Go, by ruszył do innych wiosek” (EG 21). Niezwykły jest ten dynamizm słowa, które zawiera w sobie nieprzewidywalny potencjał. On sprawia, że zażyłość Kościoła z Jezusem jest zażyłością „w drodze”, a komunia „w samej swej istocie przyjmuje kształt komunii misyjnej”.
Kościół w drodze
„Kościół «wyruszający w drogę» stanowi wspólnotę misyjną uczniów, którzy przejmują inicjatywę, włączają się, towarzyszą, przynoszą owoc i świętują”. Franciszek tworzy nawet neologizm „primerear”, by podkreślić pierwszeństwo Bożej inicjatywy i podkreśla, że „wspólnota ewangelizacyjna doświadcza, że to Pan podjął inicjatywę, że On sam nas umiłował (por. 1 J 4,10) i dlatego wie, jak kroczyć naprzód i dotrzeć na rozstaje dróg, by zaprosić wykluczonych. Żywi nieprzebrane pragnienie ofiarowania miłosierdzia jako owoc doświadczenia nieskończonego miłosierdzia Ojca i jego dynamicznej, wszystko ogarniającej mocy. Odważmy się trochę bardziej przejąć inicjatywę! W wyniku tego Kościół potrafi «włączyć się». Jezus umył nogi swoim uczniom. Pan angażuje się i swoich uczniów, klękając przed innymi, aby ich obmyć. Ale zaraz potem mówi uczniom: „będziecie błogosławieni, gdy według tego czynić będziecie…” (J13, 17). Wspólnota ewangelizacyjna przez dzieła i gesty wkracza w codzienne życie innych, skraca dystans, uniża się aż do upokorzenia, jeśli to jest konieczne, i przyjmuje ludzkie życie, dotykając cierpiącego ciała Chrystusa w ludzie. W ten sposób ewangelizatorzy mają «zapach owiec», a one słuchają ich głosu. Wspólnota ewangelizacyjna staje się zatem gotowa, by «towarzyszyć». Towarzyszy ludzkości we wszystkich jej doświadczeniach, także tych dotkliwych, nierzadko długotrwałych. Wie, co znaczy długo czekać, i zna wytrwałość apostolską” (EG 24).
Kościół w drodze potrafi cierpliwie towarzyszyć w procesie wzrastania poszczególnych osób (por. EG 44); jest Kościołem-Matką o otwartym sercu, który „potrafi dotrzeć do ludzkich peryferii”, „zwolnić kroku, oddalić niepokój, aby spojrzeć w oczy i słuchać, albo odłożyć pilne sprawy, aby towarzyszyć człowiekowi, który pozostał na skraju drogi” (46); jest „otwartym domem Ojca” (47). „Jeśli cały Kościół przyjmie ten misyjny dynamizm, powinien dotrzeć do wszystkich (…), lecz przede wszystkim do ubogich i chorych, tych, którzy często są pogardzani i zapomniani” (48).
Nowa ewangelizacja przez bliskość
Słowo prorockie o rozpoczęciu nowej ewangelizacji na przełomie tysiącleci wypowiedział św. Jan Paweł II w Nowej Hucie (9 czerwca 1979 roku). Jednym z istotnych elementów jej realizacji było przypomnienie Kościołowi tajemnicy Bożego miłosierdzia przekazanego światu za pośrednictwem s. Faustyny Kowalskiej. Franciszek podjął to nauczanie i pogłębił czyniąc z niego jeden z głównych rysów swego pontyfikatu. Ewangelizacja dzieje się przez bliskość; w osobistej i angażującej relacji z Bogiem oraz we współdziałaniu i współżyciu we wspólnocie świadków, uczniów-misjonarzy; we wspólnocie z innymi, których „przyjmujemy jako towarzyszy drogi” (EG 91).
W zranionym i rozdartym świecie szczególnego znaczenia nabiera świadectwo braterskiej komunii. „Oby wszyscy mogli podziwiać – pisze biskup Rzymu – jak troszczycie się jedni o drugich, jak nawzajem dodajecie sobie odwagi i jak sobie towarzyszycie: «Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali» (J13,35). O to właśnie prosi Jezus Ojca w gorącej modlitwie: „aby wszyscy stanowili jedno (…) w Nas (…), by świat uwierzył…” (J 17,21). Uwaga na pokusę zazdrości! Jesteśmy w tej samej łodzi i zmierzamy do tego samego portu! Prośmy o łaskę radowania się z owoców innych, należących do wszystkich” (EG 99).
Współczesny człowiek często przeżywa bliskość równocześnie jako pragnienie i obawę. Dlatego „Kościół będzie musiał wprowadzić swoich członków – prezbiterów, zakonników i świeckich – do tej «sztuki towarzyszenia*, aby wszyscy nauczyli się zawsze zdejmować sandały wobec świętej ziemi drugiego. Musimy nadać naszej drodze zdrowy rytm bliskości ze spojrzeniem okazującym szacunek i pełnym współczucia, ale który jednocześnie leczy, wyzwala i zachęca do dojrzewania w życiu chrześcijańskim” (EG 169). Oczywistym jest, że towarzyszenie duchowe powinno coraz bardziej prowadzić do Boga (EG 170). Nie każdego jednak należy prowadzić tą samą drogą, jak uczy nas św. Ignacy Loyola. Wzrost wolności potrzebuje czasu. Franciszek przytacza maksymę bł. Piotra Favra: „Czas jest wysłannikiem Boga” (EG 171). Ten skromny jezuita z Sabaudii był mistrzem słuchania i towarzyszenia. Potrafił rozmawiać z wszystkimi. Cieszył się szacunkiem zarówno wśród katolików, jak i wśród protestantów. Można go uznać za prekursora ekumenizmu rozumianego jako docenienie wartościowych elementów w doświadczeniu wiary każdego chrześcijanina.
Szacunek dla osobności bliźniego
„Kto towarzyszy, potrafi uznać, że sytuacja każdego człowieka przed Bogiem i własnym życiem łaski stanowi tajemnicę, której nikt nie może w pełni poznać, patrząc z zewnątrz. Ewangelia proponuje nam skorygować i pomóc wzrastać osobie, poczynając od uznania obiektywnej złości jej uczynków (por. Mt 18,15), ale bez wydawania sądów co do jej odpowiedzialności i winy (por. Mt 7,1; Łk 6, 37). W każdym przypadku kompetentna osoba towarzysząca nie zgadza się z fatalizmem lub małodusznością. Zachęca zawsze do gotowości leczenia się, powstawania, przyjmowania krzyża, pozostawienia wszystkiego, wychodzenia zawsze na nowo, by głosić Ewangelię. Osobiste doświadczenie poddania się towarzyszeniu i leczeniu, zdolność ukazania z całą szczerością własnego życia wobec towarzyszącej nam osoby, uczy nas cierpliwości i zrozumienia wobec innych i czyni nas zdolnymi do wzbudzenia w nich zaufania, otwarcia i gotowości wzrastania” (EG 172). Towarzyszenie oznacza podjęcie drogi na cudzych warunkach; oznacza podjęcie trudu poznania, wysłuchania i zobaczenia drugiego bez próby nakładania na niego naszych własnych wyobrażeń; oznacza dzielenie trudów drogi, dzielenie jego humorów i nastrojów; wsłuchiwanie się w pragnienia, obawy, nadzieje i rozczarowania; oznacza też konfrontowanie się i szukanie wzajemnego zrozumienia; towarzyszenie oznacza ćwiczenie się w cierpliwości i bliskości, która czasem kosztuje bardzo wiele, ale zawsze z czasem przynosi błogosławione owoce. Na trud nowego roku duszpasterskiego niech nam Błogosławi sam nasz Stwórca !!!.